Nie lubię, oj nie lubię... Sprzątać - nie lubię.
Ale jak jest czysto to lubię, oj lubię.
Od razu przyjemniej się siedzi w domu, a siedzieć trzeba, bo u nas szaleje choróbsko. Niestety cała nasza trójka została rozłożona na łopatki przez jakiegoś wirusa bez skrupułów i dobrych manier, co to atakuje wieczorną porą porządnych ludzi :).
Najbiedniejsza w tym wszystkim jest Tosia. Jednak muszę powiedzieć, że pomimo okropnego kataru który jej przeszkadza zdecydowanie najbardziej, jest dzielnym i pogodnym Bąblem. Jak ona to robi?! Nie mam pojęcia. Oczywiście są chwile kiedy ma już dość i wtedy zamienia się na moment w Męczybułę, ale to są tylko chwile.
W każdym razie moją największą motywacją do sprzątania przed świętami, jest to, że zaraz po tym wyciągam ozdoby świąteczne :). A komu nie poprawiają one nastroju?!
Dzisiaj kiedy Kierowniczka poszła spać zrobiłam ten wianek. Aby mógł zawisnąć w salonie, musiałam umyć komodę. Dla niewtajemniczonych jest to zadanie proste tylko z pozoru, ponieważ w środku jest prawdziwy... jak by to określić... chyba nie ma na to ładnego słowa... pierdolnik!
PS. Jakby ktoś się zastanawiał komoda została wykonana w całości przez mojego tatę. Okno pochodzi z domu w którym się wychował.